„SMOLIK XX” – PREMIERA JUBILEUSZOWEGO ALBUMU SMOLIKA

Producent muzyczny, multiinstrumentalista, człowiek, który nauczył Polaków chilloutu. 20 lat temu Smolik wydał swój pierwszy autorski album. Zatytułowany „Smolik”. 

Formalnie płyta „Smolik” była jego debiutem, choć on sam nie miał w sobie nic z debiutanta, który dopiero – instynktownie, trochę po omacku – szuka swojego głosu. Był ukształtowanym, świadomym twórcą, miał wizję. Miał też już za sobą parę lat w branży muzycznej. Grał w zespole Wilki, jako producent współtworzył solowe kariery Roberta Gawlińskiego i Katarzyny Nosowskiej. To w końcu Smolikowi zawdzięczamy „Milenę” i „Sushi” tej drugiej – płyty ikony, piekielnie oryginalne, wręcz ekscentryczne, ale jednocześnie przebojowe.

Oryginalny był również solowy debiut Smolika. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że na początku lat 2000 Polska niezmiennie była stolicą rocka. W głównym nurcie dominowała muzyka gitarowa, w dodatku już nie pierwszej świeżości. I nagle pojawił się on, jeszcze bez kapelusza. To Andrzej Smolik wyciągnął polską piosenkę z mroków grunge’u. To Smolik zmienił brzmienie głównego nurtu, wprowadzając muzykę elektroniczną na listy przebojów. Był pionierem. 

I to nie tylko ze względu na uprawiany gatunek muzyczny. Forma, którą zaproponował, też była nowa. Smolik zapoznał polską publiczność z ideą albumów producenckich, wcześniej w zasadzie nieobecnych na krajowym rynku. Przy okazji wsparł kilka wokalnych karier, a „śpiewanie u Smolika” szybko stało się certyfikatem jakości. U Smolika śpiewały i śpiewali: Novika, Mika Urbaniak, Kasia Kurzawska, Karolina Kozak, Artur Rojek, Skubas. Zawsze znajdował tych, którzy barwą głosu i wyczuciem melodii wpiszą się w estetykę jego płyt.  

Wciąż sporym wyzwaniem pozostaje jednoznaczna klasyfikacja solowej muzyki Andrzeja Smolika. Trip-hop? Obecny, choć w utworach Smolika zawsze było zdecydowanie więcej ciepła i światła, niż w chropowatych, brudnawych numerach Massive Attack czy Portishead. Chillout? W końcu jest ładnie, jest miło i nic nie pędzi. Ale produkcja Smolika to znacznie więcej. To przestrzeń i plastyka muzyki filmowej. To romantyzm dream popu. Miks magii i melancholii. To te wszystkie subtelności, które budują niepodrabialną, charakterystyczną całość. Bo tylko Smolik brzmi jak Smolik. Czego dowodzi jubileuszowa kompilacja, która zbiera najważniejsze utwory z jego czterech solowych albumów. Nawet gdy pomysł na kompozycje ewoluował z płyty na płytę, gdy sięgał do bardziej konkretnych, jednoznacznych struktur jak chociażby w „Forget Me Not”, piosenka niemal żywcem wyciągnięta ze starego francuskiego filmu, śpiewana zresztą przez Emmanuelle Seigner, wciąż słychać, że to Smolik. Bo kto inny?  

Trending News
Po 26 latach ciszy Madonna wydaje „Veronica Electronica”

To gratka dla fanów i muzyczna perełka z archiwum. Madonna oficjalnie wydała Veronica Electronica — remixowy album, który powstał w 1998 roku jako towarzysz płyty Ray of Light. Projekt trafił jednak na półkę ze względu na ogromny sukces oryginału. Przez ponad dwie dekady pozostawał nieopublikowany,…

Więcej
Tajemniczy projekt Taylor Swift. Nowy teledysk nagrany w Los Angeles

Taylor Swift nie zwalnia tempa. Jak informuje The Sun, wokalistka niedawno zrealizowała nowy teledysk w Los Angeles, jednak szczegóły projektu owiane są tajemnicą. Według źródeł gazety, na planie panowały wyjątkowe środki ostrożności — nawet członkowie ekipy filmowej nie mogli usłyszeć całej piosenki. Otrzymali jedynie fragmenty…

Więcej